Wojciech Kuczok na dzisiejszym spotkaniu autorskim był
tym Wojciechem Kuczokiem, na którego wszyscy zainteresowani jego twórczością liczyli.
Speleologiem, pisarzem-eseistą i
scenarzystą. I jak sam to przyznał, w tej kolejności właśnie, jeśli brać po
uwagę intensywność pasji. Poetą raczej nie, co postaram się wyjaśnić na końcu. Wojciech
Kuczok odpowiadał głównie na pytania; przeczytał tyko dwa fragmenty ze swojej
najnowszej prozy eseistycznej, którą przygotowuje do wydania. Wcześniej udało
mu się stworzyć odpowiednie napięcie, kiedy to po półgodzinie od wyznaczonego
czasu wciąż nie pojawiał się w Bibliotece. A ta umawiała się z pisarzem wyłącznie
mailowo… No cóż, każde miasto ma takiego Supermana, na jakiego zasługuje; podjąłem
heroiczną próbę skontaktowania się z pisarzem, próbując ustalić numer jego komórki.
Po dwóch telefonach numer był namierzony (dzięki Maćku!), a ściślej namierzona
została poczta głosowa. Na szczęście Wojciech Kuczok oddzwonił, okazało się, że
adres Biblioteki pomylił z czasem rozpoczęcia spotkania (Plac Kościuszki 18
skojarzył mu się z godziną – 18.00 zamiast 16.00). Stąd spokojnie zwiedzał Tomaszów.
Dalej wszystko już poszło jak z marszu. Chyba to zrozumiecie, że nie mogłem nie
zadać pytania o słynny cytat z Kuczoka, w którym mówi on o kondycji poety we
współczesnym świecie: „…przyznać się dziś
do bycia poetą to tak, jakby przyznać się, że sypia się w bunkrze na przedmieściach”.
Niestety, autor cytatu nie wytłumaczył się z niego, ponieważ go nie pamiętał.
Powiedział tylko tyle, że gdy brał rozbrat z liryką pomyślał, że proza nie jest
czymś tak sztucznym i patetycznym jak poezja. Że porównując ze sobą obie, proza
to muzyka poważna, a poezja to opera. Że w powiedzeniu o sobie: „jestem poetą”,
jest coś wstydliwego. Jego zdaniem powiedzieć: „jestem pisarzem”, to coś
zupełnie innego. Oczywiście pozostaliśmy przy swoich opiniach, ale kwasu
żadnego między nami nie było (nawet, kiedy obecny na spotkaniu Krzysztof Kleszcz
w pewnej chwili głośno wyartykułował, iż poczuł się jak śpiewak operowy). Jako
człowiek wyjątkowo małostkowy, nie omieszkałem wypomnieć autorowi „Gnoju”, że czytałem
jego wiersze w „Antologii nowej poezji współczesnej 1990-1999” Honeta i
Czyżowskiego, a nawet mam egzemplarz w domu na półce. To zagęściło atmosferę na
tyle, że po spotkaniu poszliśmy razem na kawę i ciastka do gabinetu dyrekcji. Tam
doszliśmy do wspólnego wniosku, że bardzo cenimy poezję Radosława Kobierskiego
(dobrego przyjaciela Wojciecha Kuczoka). I, że obu nam podoba się projekt
Bajzla i Budynia z piosenkami Stachury. Zatem w temacie poezji, nic do końca nie
zostało stracone…
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
sobota, 21 kwietnia 2012
Rąbanie siekierą
Ktoś zupełnie mi obcy mentalnie,
kto tego pięknego kwietniowego popołudnia zamiast na spotkanie poetyckie i wieczorny
koncert duetu Babu Król, poszedł realizować swoje potrzeby kulturalne w
pobliskim markecie, prawdopodobnie już nigdy nie wpadnie na to, że można spędzić
wiosenne, piątkowe południe i wieczór zupełnie inaczej. Na przykład przyjść do Miejskiej
Biblioteki Publicznej i przeczytać publicznie wiersz, by zmierzyć się z własną
nieśmiałością i wysłuchać kilku rad (wszak świat od niedoskonałych póki co
wierszy, raczej się nie zawali). Konfrontacje były przeznaczone dla „młodych twórców”,
ale ci mają pisanie wierszy gdzieś, bo są zajęci śledzeniem wpisów na
facebooku. Za to do MBP przyszły osoby dojrzałe, które odnalazły w sobie
potrzebę przelewania własnych doświadczeń na papier. Przypuszczam, że nie było
im łatwo wysłuchać wierszy (zwłaszcza tych ostatnich, pisanych z myślą o nowej
książce), które prezentowałem na spotkaniu autorskim. Mój zagęszczony świat
poetycki, mógł się im jawić jako „pełna
barw mozaika, która została tak rozbita, aby składając ją trochę się pomęczyli”;
jako „świat powołany do życia mocą słów,
nieograniczony, podległy nieustannym przemianom” (cytaty wywiodłem ze słów
Tomasza Jastruna i Jerzego Jarniewicza). Nie mogę też przecenić wysiłków Basi
Przybysz, która prowadziła ze mną to spotkanie, bo to jedna z niewielu osób wywodzących
się spośród tomaszowskich nauczycieli polonistów, żywo zainteresowana współczesną
poezją.
Jednak prawdziwym clue „SPO-tkania 7 – Literackiego” stał się
koncert duetu Babu Król, który odbył się wieczorem w OK. „Tkacz”. Bajzel i
Budyń spóźnili się prawie osiemdziesiąt minut (utknęli na niedokończonej autostradzie,
bo chyba uwierzyli, że dojadą nią na Euro). Warto było czekać (nie na jej uroczyste otwarcie, a na Artystów), gdyż zagrali tak, że Panie i
Panowie oraz Wy, drogie dzieci, czapki z głów! Kto tego dnia w tym czasie podążał
myślami za ramówką telewizyjną, znów „dał ciała” i się „zwinął” (zamiast się rozwijać).
Jeszcze kilka takich decyzji i za jakiś czas będzie musiał sprawdzać w lustrze,
czy nie zaczął porastać futrem (jak prawdziwy troglodyta), ponieważ nie
uczestniczyć z własnego wyboru w
takim wydarzeniu to popełnić faux pas.
Tymczasem ja doskonale pamiętam lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku i tamtą
„stachuromanię”. „Stachuriady” opanowały niemal wszystkie większe i mniejsze
ośrodki poetyckie w kraju, a słynne, „jeansowe” wydanie dzieł zebranych Edwarda
Stachury od razu stało się białym krukiem i osiągało astronomiczne ceny, kiedy
od czasu do czasu pojawiało się w antykwariatach. Piosenki „Życie to nie
teatr”, „Biała lokomotywa”, rozlegały się nie tylko we wszystkich akademikach,
ale i przy ogniskach. Niejeden artysta teatralny lub estradowy zbił na nich
wówczas spory kapitał. Wystarczy wspomnieć Stare Dobre Małżeństwo, Annę
Chodakowską czy Jacka Różańskiego. Lecz to wszystko działo się w ubiegłym
wieku. W Wiek XXI Stachurę wprowadzają (wydobywając go przy tym z „piekła
niebytu”) Bajzel i Budyń, tworząc projekt pod nazwą Babu Król, którego
repertuar składa się z piosenek legendarnego „Steda”. Panowie, którzy na co
dzień występują razem w zespole Pogodno, nagrali własne interpretacje poezji
Stachury, których końcowym efektem jest album zatytułowany „Sted”. Przy tej
okazji „…wydobyli jego wiersze spod tony
powyciąganych swetrów i ckliwych harcerskich zaśpiewów. Nagrali płytę mocną,
magiczną, motoryczną. Kilometry pożerane w trakcie lat grania bigbitu zaowocowały wyczuciem rytmu poety
wędrującego i piosenkami, które pokazują Stachurę jako kogoś
bliskiego naszym czasom. Czasom wędrówek migracji i poszukiwań”. Tyle
faktów, teraz mity. To, co zaprezentowali na scenie podczas ponad 1,5 godzinnego
koncertu przechodziło ludzkie pojęcie (w tym także i moje, przyzwyczajone do
określonej interpretacji scenicznej twórczości Stachury). Bajzel i Budyń to,
jak się okazało rockowe „panczury”, to „panki” w skórach baranków.
Epileptyczne pląsy Budynia i cała para (wokalna) w gwizdek, plus chórki i
gitara Bajza „podbite” elektronicznym beatem, wprowadzają twórczość Stachury na poziom kosmiczny. Jeżeli „Sted”
przewraca się w grobie, to nie dlatego, że jest wk……y, ale dlatego, że tańczy. Genialny
w swojej koncepcji i aranżacji repertuar! Chwała Artystom także i za to, że nie
poszli na łatwiznę i nie „coverowali” najbardziej znanych pieśni autora
„Siekierezady”, ale raczej te mniej oczywiste, takie jak m.in. „Nachylcie plecy
wasze”, „Bójka w L.” i „Kompozycję”. Od samego początku koncertu porwali około
setkę publiczności czynnikiem „ee” – swoją artystyczną ekspiacją i ekspresją (Budyń
w czasie wykonywania „Człowiek człowiekowi”, rzucił się do nóg dziewczyny,
która siedziała w pierwszym
rzędzie). Przy czym muzycy przez cały czas swobodnie konwersowali z publicznością i mimo
wyraźnego zmęczenia, zgodzili się zagrać trzy bisy, na które złożyły się
piosenki przez nią wybrane. Jednym z nich był niewątpliwy przebój tego setu,
świetnie wykonana i zaaranżowana „Biała lokomotywa”. Nic dodać, no może poza tym,
że chwała miastu Trzebiatów za Budynia! „Grabę” uścisnąłem mu zaraz po
koncercie…
20.04.2012 r. - MBP i Centrum Dialogu Społecznego i Wolontariatu, Tomaszów Maz.
- OK „Tkacz", Tomaszów Maz.
środa, 18 kwietnia 2012
Przyjaciele koncertują
Już w najbliższy piątek, 20 kwietnia godz. 19:00 w MS Cafe, Łódź, ul Więckowskiego 36,
odbędzie się koncert grupy Agnellus promujący płytę „Ballady i transe”. Zespół wystąpi
tego dnia w „okrojonym” składzie z powodu kontuzji gitarzysty (który wystąpi w innej, zaskakującej roli). Jako support zagra Magda Ruta
Solo ze swoimi autorskimi piosenkami z repertuaru jej duetu Ruta&Zimoch.
Koncertowi patronują: Śródmiejskie Forum Kultury – Dom Literatury, Kwartalnik
Literacko-Artystyczny „Arterie” oraz Stowarzyszenie pisarzy Polskich Oddział w
Łodzi.
Protoplastą
łódzkiego „Agnellusa” był skład znany jako „Agnes' band”, wielokrotnie
nagradzany na Ogólnopolskich Festiwalach Piosenki m.in. na Spotkaniach
Zamkowych w Olsztynie, na Festiwalu Piosenki Artystycznej w Rybniku. Obecnie
„Agnellus” występuje w kraju i za granicą (dwukrotnie gościł na imprezach
poetyckich w Tomaszowie). Ich utwory można było ponadto usłyszeć na koncertach
organizowanych m.in. przez SPP Oddział w Łodzi, Łódzką Piwnicę Artystyczną „Przechowalnia",
Piwnicę Artystyczną Teatru Starego w Krakowie przy ulicy Sławkowskiej, na
Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi, na Festiwalu „Apetyt na czytanie"
w Łodzi, „Poezja na murach" w Dzierżoniowie, „Na moście" w Gryfinie, na festiwalu „Fama" w Świnoujściu... na płycie Macieja
Zembatego z 2003 roku pt. „Piosenki z trumienki”, można znaleźć 5 utworów
zespołu.
Oto, co mówi Agnieszka
Kowalska-Owczarek, wokalistka i liderka zespołu (prywatnie żona łódzkiego poety
Przemysława Owczarka) na temat twórczości zespołu: „Punktem wyjścia do pracy nad utworem jest
tekst. Poszukujemy takiego zderzenia słowa i muzyki, które prowokuje nowe
sensy. W naszym repertuarze można znaleźć utwory o zabarwieniu rockowym,
jazzowym z folkowym kolorytem, także dzieła eksperymentalne, miniatury
dramatyczne... Do naszych ulubionych autorów należą Miron Białoszewski,
Leśmian, J. Tuwim, K.K. Baczyński, Maciej Zembaty, E. Dickinson, F. G. Lorka,
Andrzej Strąk, Krzysztof Smoczyk, Wojciech Kądziela, X. J. Twardowski, Psalmista Dawid...”.
Wkrótce ukaże się album zespołu „Ballady
i transe” to zbiór moich osobistych wyznań. Światy, w których lubię przebywać.
Niepokojące dźwięki, mol moich tęsknot. Niespełnienie, które samo w sobie jest
piękne i trudne. Jak przygarnąć zgubionych, zatraconych, a zarazem i siebie,
zmienić kobietę w silną i piękną istotę, spełnić miłość, która nie może znaleźć
wspólnego miejsca i czasu. Jak być wiedząc o tym, że można istnieć obok siebie
i mijać się „do póki śmierć nas nie rozłączy”. Chcę opowiadać o tym, że można czekać
na miłość, na życie, czekać z otwartymi ramionami zarazem nie o c z e k u j ą c
niczego, nie żądając niczego, nie ponaglając. O tym jak wspaniale jest BYĆ
razem choćby to była tylko chwila. Jak zachwycić się czymś codziennym i
prostym, własnym czekaniem na miłość. Wrócić do świata dzieciństwa, choć przez
chwilę wyłapać z pamięci świat dziwów, który sami wtedy tworzyliśmy wokół.
Przypomnieć barwy, smaki i nastroje, które nam towarzyszyły. Opowiadać o
własnej niemożliwości, o braku słów, o skracaniu się wewnątrz, składaniu samego
siebie w kostkę; o tym, co nas przerasta i trwoży, o własnym zapętleniu,
własnej bezradności, o śmierci i strachu przed przemijaniem; o tym, że wszystko
wokół się zmienia i nie daje nam czasu. O tym jak horyzontalna potrzeba dobra
zamienia się w wertykalną słabość. O tym, że wszystkie nasze dobre chęci
działań, spotkań bardzo łatwo mogą zmienić się w niechęci – ze strachu albo
przez nieuwagę, albo ze zmęczenia. O pragnieniu spokoju. Opowiadać o tym, że
chcemy czuć iskrę bożą i spłonąć, o tym, że mały podmuch wystarczy, aby nas
rozgrzać i wznieść ku górze, jak drewienko z ognia. O tym, że chcemy przyczyny
i skutku, chcemy być tu lub gdzie indziej, ale nigdy pomiędzy, choć właśnie tam
przebywamy. A kiedy zdajemy sobie z tego sprawę chcemy krzyczeć, a ciało nasze
rozpada się”.
Spotkanie z Wojciechem Kuczokiem
Miejska Biblioteka Publiczna w
Tomaszowie Mazowieckim zaprasza na spotkanie z Wojciechem Kuczokiem, które
odbędzie się w dniu 23 kwietnia 2012 roku o godzinie 16.00 w siedzibie Oddziału
dla Dzieci i Młodzieży MBP, Plac Kościuszki 18. Wstęp Wolny!
Wojciech Kuczok - prozaik, poeta,
scenarzysta, krytyk filmowy, speleolog. Autor powieści „Gnój”, za którą dostał w 2003 r. Paszport Polityki i Nagrodę
Literacką Nike w 2004 r. Napisał też scenariusz do filmu Magdaleny Piekorz „Pręgi",
który zdobył w 2004 główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni. Autor
kilkunastu książek, w tym poezji, opowiadań, esejów i powieści (m.in.
„Senność”, „Opowieści przebrane”, „To piekielne kino”). Jak dotąd ukazało się
ponad 20 wydań zagranicznych książek Wojciecha Kuczoka, w tym kilkanaście przekładów „Gnoju”.
wtorek, 17 kwietnia 2012
Szklana pogoda
I tak oto wpisałem się w żmudny
proces dodawania słowa poetyckiego do menu
Pabianic. Padał deszcz, było zimno, pod nogami chlupotało błoto. Jeśli tego
popołudnia ktoś miał na uwadze jakąkolwiek strawę, myślał wyłącznie o talerzu
parującej zupy przed nosem. Stąd, kiedy wracałem z Pabianic po pokonaniu w rzęsistej
ulewie i w szybko zapadających ciemnościach ponad 100 km w obie strony, nie
nastawiłem nawet radia, gdyż dręczyło mnie to – co jak mawiają – głodny ma na
myśli; proste pyt(d)anie: czy było warto czytać wiersze dla kilku zaledwie osób,
kiedy całe miasto skryte w domowych pieleszach suto jadło w tym czasie? Warto! Choćby
w imię podsycania głodu…
15.04.2012 r. Kawiarnia Artystyczna MOK, Pabianice
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Tomasz Bąk w finale Silesiusa!
„Kanada” Tomasza Bąka otrzymała nominację do Wrocławskiej
Nagrody Poetyckiej Silesius 2012 w kategorii „debiut roku”! Pozostali nominowani
debiutanci to: Paulina Korzeniewska „Usta Vivien Leigh” i Karol Bajorowicz „alteracje
albo metabasis”.
W gronie nominowanych do nagrody w kategorii „książka roku” znaleźli
się:
Jacek Bierut „Frak człowieka”,
Konrad Góra „Pokój widzeń”,
Edward Pasewicz „Pałacyk Bertolda Brechta”,
Marta Podgórnik „Rezydencja Surykatek”,
Joanna Roszak „Wewe”,
Marcin Sendecki „Farsz”,
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki „Imię i Znamię”.
Edward Pasewicz „Pałacyk Bertolda Brechta”,
Marta Podgórnik „Rezydencja Surykatek”,
Joanna Roszak „Wewe”,
Marcin Sendecki „Farsz”,
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki „Imię i Znamię”.
Nagrodę za całokształt twórczości otrzymał Marcin Świetlicki.
Tomku, „Młodości! ty nad poziomy Wylatuj,
a okiem słońca Ludzkości całe ogromy Przeniknij z końca do
końca!” - będę trzymał za „Kanadę” kciuki, aż zbieleją kłykcie moje!
piątek, 13 kwietnia 2012
SPO-tkanie 7 - Literackie
Działające w
moim rodzinnym mieście Stowarzyszenie Inicjatyw Kulturalnych „Trzcina” zaprasza
20 kwietnia 2012 roku, o godzinie 16.00 do Oddziału MBP i Centrum Dialogu Społecznego
i Wolontariatu przy Placu Kościuszki 18 w Tomaszowie Mazowieckim, na siódmą z
kolei imprezę z cyklu „SPO-tkań”. „SPO-tkanie 7 – Literackie” rozpocznie się Poetyckimi Konfrontacjami Młodych Twórców. Każdy
licealista, i nie tylko, może tego dnia przyjść do MBP, aby zaprezentować swoją twórczość.
Zwieńczeniem Konfrontacji będzie wieczór autorski z tomaszowskim poetą, PIOTREM GAJDĄ (ok. godz. 17.00). Zaś o godzinie 19.00 w Ośrodku Kultury „TKACZ” przy
ul. Niebrowskiej 50 będzie można zobaczyć koncert duetu BABU KRÓL, składającego się z dwóch muzyków znanych jako
Bajzel i Budyń, którzy na co
dzień muzykują w ramach zespołu
POGODNO. Koncert jest częścią trasy promującej płytę „Sted” z tekstami
Edwarda Stachury.
czwartek, 12 kwietnia 2012
Podaruj procent!
Kochani, szczerze, bo w dobrze pojętym interesie
własnym zachęcam tych nielicznych, nie pogodzonych wciąż jeszcze z PIT-em a co
za tym idzie z fiskusem, do przekazania 1% swojej krwawicy na rzecz
„Stowarzyszenia Żywych Poetów".
środa, 11 kwietnia 2012
Gajda w Pabianicach
W najbliższą niedzielę 15
kwietnia 2012 r. godzina 18.00 – Kawiarnia Artystyczna MOK w Pabianicach, ul. Kościuszki 14 – odbędzie się spotkanie ze mną i z moimi wierszami, które poprowadzi Kacper
Płusa. Zapraszamy!
niedziela, 8 kwietnia 2012
Zamiecione pod dywan
Recenzent oprócz satysfakcji (albo
zdarza się, że rozpaczy), która często towarzyszy przesłuchaniu recenzowanej
płyty, natrafia niekiedy na dźwięki absolutnie rewelacyjne i godne uwagi. Na
MUZYKĘ, która od pierwszego do ostatniego riffu „zamiata” nawet starych „wyjadaczy”
z branży muzycznej pod przysłowiowy „dywan”. Co więcej, dokonuje tego w sposób
podobny do słynnej historii związanej z tournee Led Zeppelin w USA w końcu lat
sześćdziesiątych. Grupa Page’a i Planta była wówczas zaledwie „rozgrzewaczem”
dla amerykańskiej grupy Iron Butterfly, ale po jej rewelacyjnym występie muzycy
tej ostatniej grupy, w założeniu głównej gwiazdy wieczoru orientując się, że
nie mają już po co wychodzić na scenę, pozostali za jej kulisami…
Panta Koina to zespół, który nie
posiada kontraktu z żadną z wielkich wytwórni, ale o to mniejsza. „Majorsi” już
wiele lat temu utracili kontakt z rzeczywistością podobnie jak i nasi politycy. Wydają głównie
„legendy” i promują „chłam dla komercyjnego radia”. Prawda o polskiej muzyce
rockowej to paradoksalnie echo z niszy, a nie zespoły i artyści z telewizyjnego
programu rozrywkowego nadawanego w sylwestrowy wieczór. W lepszym świecie muzyka z „Martwych miast”
dobiegałaby ze wszystkich możliwych głośników zamiast Beaty, Urszuli i
Patrycji, i tego całego muzycznego „słodkiego, miłego życia”. Sześć kompozycji z tej E-pki, jeśli
porównać je dajmy na to do dzieła filmowego, stanowi artystyczną jakość obrazu
z lat siedemdziesiątych z Jackiem Nicholsonem i Karen Black w rolach głównych – mowa o „Pięciu
łatwych utworach”. Kto oglądał ten wie, że ten dramat w reżyserii Boba Rafelsona
to klasa sama w sobie. A tu w dodatku mamy o jeden „łatwy” utwór więcej.
„Martwe miasta” rozpoczynają
„Kłamcy”, kompozycja obdarzona zadziornym riffem i odpowiednią motoryką, którym
towarzyszy genialna interpretacja wokalna Huberta Bzomy „tuningująca”
melodycznie i tak już melodyjny refren. Buntowniczy tekst „Kłamców” jest
wyjątkowo na czasie: „Kłamcy na ulicach/
Kłamcy na ambonach/ Kłamcy mają władzę/ A społeczeństwo kona…”.
„Chmury nad Babilonem” ostatecznie przekonują, że mamy do czynienia z zaangażowanym punkiem
„przefiltrowanym” przez estetykę muzyki alternatywnej. Gitary Łukasza
Piłasiewicza i Roberta Zapały, bas Marcina Jerzyny i perkusja Kacpra Piłasiewicza
stanowią doskonałą bazę dla wyczynów wokalisty, niezwykle ciekawie
interpretującego wyjątkowo dobre teksty, który przy tej okazji układa
interesujące linie melodyczne dla swoich wokali. W krótkich i treściwych
„Pytaniach” brzmiących niemal metalowo, słychać to szczególnie.
„Plemiona” (do których słowa
powstały według jednego z wierszy Michaiła Lermontowa) od razu przywodzą na myśl grupę Lipali
Tomasza Lipnickiego. Zwłaszcza emocjonalnie wyśpiewany tekst, któremu
towarzyszą rwane riffy gitar: „Dzikie
mieszkają wśród tych gór plemiona/ Ich bogiem – wolność, a prawem ich wojna/
Żyją i rosną wśród rozbojów tajnych/ Wśród spraw okrutnych okrutnych spraw
niezwyczajnych/ Tam dobro dobrem, a zło złem spłacają/ I nienawidzą równie
mocno jak i kochają”. Ale jeszcze ciekawszy jest „Spór” rozpoczynający się
jak fragment melodii ze ścieżki dźwiękowej filmu „El Mariachi”, który w dalszej części okazuje się być rasowym
„motorycznym punkiem”. Lipali, Illusion, momentami Coma, ale przede wszystkim
„made in original” Panta Koina!
Lecz „Kłamcy”, „Chmury nad
Babilonem”, „Pytania”, „Plemiona” oraz „Spór” to dopiero „preludium” do tego,
co muzycy „wyprawiają” w ostatnich na płycie, tytułowych „Martwych miastach”.
To rockowa, hard rockowa lub punk rockowa (jak wolicie) ballada w stylu
niezapomnianej „Nowej Aleksandrii” Siekiery (może nie do końca brzmieniowo, ale
programowo na pewno). Rewelacja!
Jeśli klasyczny, melodyjny punk z
połowy lat osiemdziesiątych miał się kiedykolwiek gdzieś odrodzić, odrodził się
na pewno na tej właśnie płycie.
Panta Koina, „Martwe miasta”. Nakład własny
piątek, 6 kwietnia 2012
Następca „ę"
Po czterech lata oczekiwania na
nowy zbiór wierszy Krzysztofa Kleszcza, poety związanego z Tomaszowem Mazowieckim i z
Łodzią, już niebawem otrzymamy kolejny po „ę” (wyróżnienie za debiut poetycki w
Złotym Środku Poezji w 2009 roku) tomik jego poezji zatytułowany „Przecieki z
góry”, którego redaktorem jest Piotr Grobliński (ilustracje są autorstwa
Marzeny Łukaszuk). „Przecieki z góry” ukażą się ponownie w łódzkim wydawnictwie
„Kwadratura”, jako jego 23 pozycja wydawnicza. Z tego, co mówił mi sam autor,
nowa książka zawierać będzie bodajże 32 wiersze (choć pamięć mogła mnie
zawieść, a autora nie ma akurat na gg i nie mam jak tego potwierdzić). W każdym
razie tkwię w absolutnym przekonaniu, że wiersze z tego zbioru na zawsze zmienią
charakter naszego rodzinnego miasta pisany prozą i przeważnie
nieczytelnym pismem. Krzysztofie, powodzenia!
wtorek, 3 kwietnia 2012
Nawi(a)s
Wytwórnia płytowa, która w swoich
materiałach prasowych używa hasła „muzyka(nie) potrzebna”, musi być nastawiona
raczej na pełnienie roli „misyjnej” niż biznesowej. Gusstaff Records, bo o niej
mowa, czyni tak na pewno wydając muzykę niezwykle trudną i poniekąd
awangardową. W tym też sensie album Knuckleduster „Nuukoono” należy nazywać
raczej projektem muzycznym, aniżeli „płytą” w sensie materiału zawartego na
krążku, spośród którego z łatwością można wybrać przebój na radiowy singiel.
„Nuukoono” jest dziełem duetu
Robert Lippok i Debashis Sinha. Pierwszy z muzyków to czołowy przedstawiciel
innowacyjnej, elektronicznej sceny muzycznej w Berlinie, drugi jest
Hindusem zamieszkałym na stałe w Kanadzie, zaangażowanym w nurt rytmizowanej
muzyki tradycyjnej i improwizacyjnej oraz world music. Pewnego dnia obaj
panowie poznali się przy jakiejś okazji i spędzili ze sobą trochę czasu w
Toronto i w Berlinie oraz za pośrednictwem internetu,
oddając się w tym czasie rozmowom o muzyce. Konwersowało im się na tyle
przyjemnie, że najpierw w 2007 roku zagrali we wspomnianym Toronto wspólny
koncert a potem postanowili wejść razem do studia (właściwie do dwóch – Studia
P4 i Studia Bleibel) w Berlinie. Efektem
ich pracy jest ta właśnie płyta.
Knuckleduster to projekt, który
ideowo czerpie inspirację zarówno ze Wschodu jak i z Zachodu muzycznego świata.
Zawiera muzykę bardzo minimalistyczną, opartą o nastrój rozciągnięty gdzieś
pomiędzy błogością a niepokojem. Z jednej strony pełen muzycznych dysonansów, z
drugiej niemal „mantryczny”. Grupy Osjan i Atman, elektroniczne pasaże
Tangerine Dream przy wyciszonych, ambientowo-elektronicznych dźwiękach z
„Nuukoono” jawią się bez mała jako „muzyka wagnerowska”. Z tego też powodu, chyba
trafniejszym porównaniem dla muzyki kanadyjsko-niemieckiego duetu byliby
japońscy mistrzowie elektronic-etno tacy jak Kitaro i Isao Tomita.
„Nuukoono” to dźwięki zbudowane
za pomocą instrumentów perkusyjnych, elektronicznych, ambientowych plam oraz
partii zagranych na „żywych” instrumentach jak m.in. klarnet basowy i perkusja.
To muzyka w całości instrumentalna, na płycie jedynie momentami można usłyszeć
„sample” z przetworzonymi elektronicznie ludzkimi głosami. Muzyce
Knuckleduster, chwilami bardzo transowej da się z powodzeniem przypiąć łatkę
„nowych brzmień” – w których za ludzkimi emocjami kryją się nowoczesne
rozwiązania kompozycyjne i instrumentalne, oparte o muzyczną tradycję
pochodzącą z różnych zakamarków świata.
Polityka wydawnicza Gustaff Records
posiada pewne podobieństwa do działań innej wytwórni – Force Inc. Music Works,
która ma w swoim katalogu artystów nagrywających płyty z nowoczesną
elektroniczno-awangardową muzyką ambientową, takich jak m.in. Jetone, Twerk,
Vita i Mikael Sravöstrand (z tym, że nacisk na etno jest w tym przypadku
zdecydowanie lżejszy). Nawet w przypadku tak ambitnego a co się z tym wiąże, trudnego
komercyjnie projektu, przy odrobinie wysiłku można wybrać „singlowy przebój”. Ja
wybieram na takowy „Dark Loop” z powalającą, jakby „radioheadową” partią
perkusji wybijającą się z „tła” instrumentów perkusyjnych, przeszkadzajek i
ambientowych plam. I nie mam żadnych wątpliwości – z hasła reklamowego wytwórni
Gustaff Records „muzyka (nie) potrzebna” – wyrzucam nawias.
Knuckleduster, „Nuukoono”. Gustaff Records
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Urzędowy big beat
Urząd i big beat, jazz, blues i rock? Okazuje się, że i taki mezalians jest możliwy. W ubiegły piątek w tomaszowskim Starostwie Powiatowym otwarto wystawę Marka Karewicza, artysty-fotografika współpracującego m.in. z Ewą Demarczyk, Stanem Borysem, Stanisławem Sojką, zespołami: Niebiesko Czarni, Czerwone Gitary i SBB. Marek Karewicz pracował także jako dziennikarz muzyczny, prezenter muzyki jazzowej. Sam grywał na trąbce i kontrabasie w zespołach jazzowych. Artystyczny dorobek Karewicza to zdjęcia tak znanych gwiazd światowej muzyki jazzowej jak Miles Davis, czy Ray Charles oraz projekty 1500 okładek płytowych, wśród których było jedno z najważniejszych wydawnictw w historii polskiego rocka i bluesa; nagrany przez Tadeusza Nalepę i Breakout krążek zatytułowany „Blues”. Nie jest to pierwsza wystawa prac fotografika w Tomaszowie. Kilka lat temu mieliśmy możliwość oglądać fotografie przedstawiające największe gwiazdy światowego jazzu, tym razem w galerii znajdującej się w Urzędzie Miasta.
Przy okazji otwarcia wystawy Marek Karewicz podkreślił, że wychowywał się od najmłodszych lat właśnie w Tomaszowie, dokąd trafił uciekając z rodzicami z Warszawy przed zbliżającą się Armią Radziecką. Z kolei ja pragnę z satysfakcją podkreślić, że wiele z zaprezentowanych na niej okładek płytowych posiadam w swojej kolekcji, a te z krążkami Breakoutu, SBB czy zaprojektowane w ramach kultowej serii „Polish Jazz”, uważam za skończenie doskonałe i magiczne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)