poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Trzęsienie ziemi i napięcie rośnie

Wojciech Kuczok na dzisiejszym spotkaniu autorskim był tym Wojciechem Kuczokiem, na którego wszyscy zainteresowani jego twórczością liczyli. Speleologiem, pisarzem-eseistą i scenarzystą. I jak sam to przyznał, w tej kolejności właśnie, jeśli brać po uwagę intensywność pasji. Poetą raczej nie, co postaram się wyjaśnić na końcu. Wojciech Kuczok odpowiadał głównie na pytania; przeczytał tyko dwa fragmenty ze swojej najnowszej prozy eseistycznej, którą przygotowuje do wydania. Wcześniej udało mu się stworzyć odpowiednie napięcie, kiedy to po półgodzinie od wyznaczonego czasu wciąż nie pojawiał się w Bibliotece. A ta umawiała się z pisarzem wyłącznie mailowo… No cóż, każde miasto ma takiego Supermana, na jakiego zasługuje; podjąłem heroiczną próbę skontaktowania się z pisarzem, próbując ustalić numer jego komórki. Po dwóch telefonach numer był namierzony (dzięki Maćku!), a ściślej namierzona została poczta głosowa. Na szczęście Wojciech Kuczok oddzwonił, okazało się, że adres Biblioteki pomylił z czasem rozpoczęcia spotkania (Plac Kościuszki 18 skojarzył mu się z godziną – 18.00 zamiast 16.00). Stąd spokojnie zwiedzał Tomaszów. Dalej wszystko już poszło jak z marszu. Chyba to zrozumiecie, że nie mogłem nie zadać pytania o słynny cytat z Kuczoka, w którym mówi on o kondycji poety we współczesnym świecie: „…przyznać się dziś do bycia poetą to tak, jakby przyznać się, że sypia się w bunkrze na przedmieściach”. Niestety, autor cytatu nie wytłumaczył się z niego, ponieważ go nie pamiętał. Powiedział tylko tyle, że gdy brał rozbrat z liryką pomyślał, że proza nie jest czymś tak sztucznym i patetycznym jak poezja. Że porównując ze sobą obie, proza to muzyka poważna, a poezja to opera. Że w powiedzeniu o sobie: „jestem poetą”, jest coś wstydliwego. Jego zdaniem powiedzieć: „jestem pisarzem”, to coś zupełnie innego. Oczywiście pozostaliśmy przy swoich opiniach, ale kwasu żadnego między nami nie było (nawet, kiedy obecny na spotkaniu Krzysztof Kleszcz w pewnej chwili głośno wyartykułował, iż poczuł się jak śpiewak operowy). Jako człowiek wyjątkowo małostkowy, nie omieszkałem wypomnieć autorowi „Gnoju”, że czytałem jego wiersze w „Antologii nowej poezji współczesnej 1990-1999” Honeta i Czyżowskiego, a nawet mam egzemplarz w domu na półce. To zagęściło atmosferę na tyle, że po spotkaniu poszliśmy razem na kawę i ciastka do gabinetu dyrekcji. Tam doszliśmy do wspólnego wniosku, że bardzo cenimy poezję Radosława Kobierskiego (dobrego przyjaciela Wojciecha Kuczoka). I, że obu nam podoba się projekt Bajzla i Budynia z piosenkami Stachury. Zatem w temacie poezji, nic do końca nie zostało stracone…

sobota, 21 kwietnia 2012

Rąbanie siekierą


Ktoś zupełnie mi obcy mentalnie, kto tego pięknego kwietniowego popołudnia zamiast na spotkanie poetyckie i wieczorny koncert duetu Babu Król, poszedł realizować swoje potrzeby kulturalne w pobliskim markecie, prawdopodobnie już nigdy nie wpadnie na to, że można spędzić wiosenne, piątkowe południe i wieczór zupełnie inaczej. Na przykład przyjść do Miejskiej Biblioteki Publicznej i przeczytać publicznie wiersz, by zmierzyć się z własną nieśmiałością i wysłuchać kilku rad (wszak świat od niedoskonałych póki co wierszy, raczej się nie zawali). Konfrontacje były przeznaczone dla „młodych twórców”, ale ci mają pisanie wierszy gdzieś, bo są zajęci śledzeniem wpisów na facebooku. Za to do MBP przyszły osoby dojrzałe, które odnalazły w sobie potrzebę przelewania własnych doświadczeń na papier. Przypuszczam, że nie było im łatwo wysłuchać wierszy (zwłaszcza tych ostatnich, pisanych z myślą o nowej książce), które prezentowałem na spotkaniu autorskim. Mój zagęszczony świat poetycki, mógł się im jawić jako „pełna barw mozaika, która została tak rozbita, aby składając ją trochę się pomęczyli”; jako „świat powołany do życia mocą słów, nieograniczony, podległy nieustannym przemianom” (cytaty wywiodłem ze słów Tomasza Jastruna i Jerzego Jarniewicza). Nie mogę też przecenić wysiłków Basi Przybysz, która prowadziła ze mną to spotkanie, bo to jedna z niewielu osób wywodzących się spośród tomaszowskich nauczycieli polonistów, żywo zainteresowana współczesną poezją.

Jednak prawdziwym clue „SPO-tkania 7 – Literackiego” stał się koncert duetu Babu Król, który odbył się wieczorem w OK. „Tkacz”. Bajzel i Budyń spóźnili się prawie osiemdziesiąt minut (utknęli na niedokończonej autostradzie, bo chyba uwierzyli, że dojadą nią na Euro). Warto było czekać (nie na  jej uroczyste otwarcie, a na Artystów), gdyż zagrali tak, że Panie i Panowie oraz Wy, drogie dzieci, czapki z głów! Kto tego dnia w tym czasie podążał myślami za ramówką telewizyjną, znów „dał ciała” i się „zwinął” (zamiast się rozwijać). Jeszcze kilka takich decyzji i za jakiś czas będzie musiał sprawdzać w lustrze, czy nie zaczął porastać futrem (jak prawdziwy troglodyta), ponieważ nie uczestniczyć z własnego wyboru w takim wydarzeniu to popełnić faux pas. Tymczasem ja doskonale pamiętam lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku i tamtą „stachuromanię”. „Stachuriady” opanowały niemal wszystkie większe i mniejsze ośrodki poetyckie w kraju, a słynne, „jeansowe” wydanie dzieł zebranych Edwarda Stachury od razu stało się białym krukiem i osiągało astronomiczne ceny, kiedy od czasu do czasu pojawiało się w antykwariatach. Piosenki „Życie to nie teatr”, „Biała lokomotywa”, rozlegały się nie tylko we wszystkich akademikach, ale i przy ogniskach. Niejeden artysta teatralny lub estradowy zbił na nich wówczas spory kapitał. Wystarczy wspomnieć Stare Dobre Małżeństwo, Annę Chodakowską czy Jacka Różańskiego. Lecz to wszystko działo się w ubiegłym wieku. W Wiek XXI Stachurę wprowadzają (wydobywając go przy tym z „piekła niebytu”) Bajzel i Budyń, tworząc projekt pod nazwą Babu Król, którego repertuar składa się z piosenek legendarnego „Steda”. Panowie, którzy na co dzień występują razem w zespole Pogodno, nagrali własne interpretacje poezji Stachury, których końcowym efektem jest album zatytułowany „Sted”. Przy tej okazji „…wydobyli jego wiersze spod tony powyciąganych swetrów i ckliwych harcerskich zaśpiewów. Nagrali płytę mocną, magiczną, motoryczną. Kilometry pożerane w trakcie lat grania bigbitu zaowocowały wyczuciem rytmu poety wędrującego i piosenkami, które pokazują Stachurę jako kogoś bliskiego naszym czasom. Czasom wędrówek migracji i poszukiwań”. Tyle faktów, teraz mity. To, co zaprezentowali na scenie podczas ponad 1,5 godzinnego koncertu przechodziło ludzkie pojęcie (w tym także i moje, przyzwyczajone do określonej interpretacji scenicznej twórczości Stachury). Bajzel i Budyń to, jak się okazało rockowe „panczury”, to „panki” w skórach baranków. Epileptyczne pląsy Budynia i cała para (wokalna) w gwizdek, plus chórki i gitara Bajza „podbite” elektronicznym beatem, wprowadzają twórczość Stachury na poziom kosmiczny. Jeżeli „Sted” przewraca się w grobie, to nie dlatego, że jest wk……y, ale dlatego, że tańczy. Genialny w swojej koncepcji i aranżacji repertuar! Chwała Artystom także i za to, że nie poszli na łatwiznę i nie „coverowali” najbardziej znanych pieśni autora „Siekierezady”, ale raczej te mniej oczywiste, takie jak m.in. „Nachylcie plecy wasze”, „Bójka w L.” i „Kompozycję”. Od samego początku koncertu porwali około setkę publiczności czynnikiem „ee” – swoją artystyczną ekspiacją i ekspresją (Budyń w czasie wykonywania „Człowiek człowiekowi”, rzucił się do nóg dziewczyny, która siedziała w pierwszym rzędzie). Przy czym muzycy przez cały czas swobodnie konwersowali z publicznością i mimo wyraźnego zmęczenia, zgodzili się zagrać trzy bisy, na które złożyły się piosenki przez nią wybrane. Jednym z nich był niewątpliwy przebój tego setu, świetnie wykonana i zaaranżowana „Biała lokomotywa”. Nic dodać, no może poza tym, że chwała miastu Trzebiatów za Budynia! Grabę” uścisnąłem mu zaraz po koncercie…

20.04.2012 r. - MBP i Centrum Dialogu Społecznego i Wolontariatu, Tomaszów Maz.
- OK Tkacz", Tomaszów Maz.

środa, 18 kwietnia 2012

Przyjaciele koncertują

Już w najbliższy piątek, 20 kwietnia godz. 19:00 w MS Cafe, Łódź, ul Więckowskiego 36, odbędzie się koncert grupy Agnellus promujący płytę „Ballady i transe”. Zespół wystąpi tego dnia w „okrojonym” składzie z powodu kontuzji gitarzysty (który wystąpi w innej, zaskakującej roli). Jako support zagra Magda Ruta Solo ze swoimi autorskimi piosenkami z repertuaru jej duetu Ruta&Zimoch. Koncertowi patronują: Śródmiejskie Forum Kultury – Dom Literatury, Kwartalnik Literacko-Artystyczny „Arterie” oraz Stowarzyszenie pisarzy Polskich Oddział w Łodzi.

Protoplastą łódzkiego „Agnellusa” był skład znany jako „Agnes' band”, wielokrotnie nagradzany na Ogólnopolskich Festiwalach Piosenki m.in. na Spotkaniach Zamkowych w Olsztynie, na Festiwalu Piosenki Artystycznej w Rybniku. Obecnie „Agnellus” występuje w kraju i za granicą (dwukrotnie gościł na imprezach poetyckich w Tomaszowie). Ich utwory można było ponadto usłyszeć na koncertach organizowanych m.in. przez SPP Oddział w Łodzi, Łódzką Piwnicę Artystyczną „Przechowalnia", Piwnicę Artystyczną Teatru Starego w Krakowie przy ulicy Sławkowskiej, na Festiwalu Dialogu Czterech Kultur w Łodzi, na Festiwalu „Apetyt na czytanie" w Łodzi, „Poezja na murach" w Dzierżoniowie, „Na moście" w Gryfinie, na festiwalu „Fama" w Świnoujściu... na płycie Macieja Zembatego z 2003 roku pt. „Piosenki z trumienki”, można znaleźć 5 utworów zespołu.

Oto, co mówi Agnieszka Kowalska-Owczarek, wokalistka i liderka zespołu (prywatnie żona łódzkiego poety Przemysława Owczarka) na temat twórczości zespołu: Punktem wyjścia do pracy nad utworem jest tekst. Poszukujemy takiego zderzenia słowa i muzyki, które prowokuje nowe sensy. W naszym repertuarze można znaleźć utwory o zabarwieniu rockowym, jazzowym z folkowym kolorytem, także dzieła eksperymentalne, miniatury dramatyczne... Do naszych ulubionych autorów należą Miron Białoszewski, Leśmian, J. Tuwim, K.K. Baczyński, Maciej Zembaty, E. Dickinson, F. G. Lorka, Andrzej Strąk, Krzysztof Smoczyk, Wojciech Kądziela, X. J. Twardowski, Psalmista Dawid...”. Wkrótce ukaże się album zespołu „Ballady i transe” to zbiór moich osobistych wyznań. Światy, w których lubię przebywać. Niepokojące dźwięki, mol moich tęsknot. Niespełnienie, które samo w sobie jest piękne i trudne. Jak przygarnąć zgubionych, zatraconych, a zarazem i siebie, zmienić kobietę w silną i piękną istotę, spełnić miłość, która nie może znaleźć wspólnego miejsca i czasu. Jak być wiedząc o tym, że można istnieć obok siebie i mijać się „do póki śmierć nas nie rozłączy”. Chcę opowiadać o tym, że można czekać na miłość, na życie, czekać z otwartymi ramionami zarazem nie o c z e k u j ą c niczego, nie żądając niczego, nie ponaglając. O tym jak wspaniale jest BYĆ razem choćby to była tylko chwila. Jak zachwycić się czymś codziennym i prostym, własnym czekaniem na miłość. Wrócić do świata dzieciństwa, choć przez chwilę wyłapać z pamięci świat dziwów, który sami wtedy tworzyliśmy wokół. Przypomnieć barwy, smaki i nastroje, które nam towarzyszyły. Opowiadać o własnej niemożliwości, o braku słów, o skracaniu się wewnątrz, składaniu samego siebie w kostkę; o tym, co nas przerasta i trwoży, o własnym zapętleniu, własnej bezradności, o śmierci i strachu przed przemijaniem; o tym, że wszystko wokół się zmienia i nie daje nam czasu. O tym jak horyzontalna potrzeba dobra zamienia się w wertykalną słabość. O tym, że wszystkie nasze dobre chęci działań, spotkań bardzo łatwo mogą zmienić się w niechęci – ze strachu albo przez nieuwagę, albo ze zmęczenia. O pragnieniu spokoju. Opowiadać o tym, że chcemy czuć iskrę bożą i spłonąć, o tym, że mały podmuch wystarczy, aby nas rozgrzać i wznieść ku górze, jak drewienko z ognia. O tym, że chcemy przyczyny i skutku, chcemy być tu lub gdzie indziej, ale nigdy pomiędzy, choć właśnie tam przebywamy. A kiedy zdajemy sobie z tego sprawę chcemy krzyczeć, a ciało nasze rozpada się”.

Spotkanie z Wojciechem Kuczokiem

Miejska Biblioteka Publiczna w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza na spotkanie z Wojciechem Kuczokiem, które odbędzie się w dniu 23 kwietnia 2012 roku o godzinie 16.00 w siedzibie Oddziału dla Dzieci i Młodzieży MBP, Plac Kościuszki 18. Wstęp Wolny!

Wojciech Kuczok - prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy, speleolog. Autor powieści „Gnój”, za którą dostał w 2003 r. Paszport Polityki i Nagrodę Literacką Nike w 2004 r. Napisał też scenariusz do filmu Magdaleny Piekorz „Pręgi", który zdobył w 2004 główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni. Autor kilkunastu książek, w tym poezji, opowiadań, esejów i powieści (m.in. „Senność”, „Opowieści przebrane”, „To piekielne kino”). Jak dotąd ukazało się ponad 20 wydań zagranicznych książek Wojciecha Kuczoka,  w tym kilkanaście przekładów „Gnoju”.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Szklana pogoda

I tak oto wpisałem się w żmudny proces dodawania słowa poetyckiego do menu Pabianic. Padał deszcz, było zimno, pod nogami chlupotało błoto. Jeśli tego popołudnia ktoś miał na uwadze jakąkolwiek strawę, myślał wyłącznie o talerzu parującej zupy przed nosem. Stąd, kiedy wracałem z Pabianic po pokonaniu w rzęsistej ulewie i w szybko zapadających ciemnościach ponad 100 km w obie strony, nie nastawiłem nawet radia, gdyż dręczyło mnie to – co jak mawiają – głodny ma na myśli; proste pyt(d)anie: czy było warto czytać wiersze dla kilku zaledwie osób, kiedy całe miasto skryte w domowych pieleszach suto jadło w tym czasie? Warto! Choćby w imię podsycania głodu…

15.04.2012 r. Kawiarnia Artystyczna MOK, Pabianice

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Tomasz Bąk w finale Silesiusa!

„Kanada” Tomasza Bąka otrzymała nominację do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius 2012 w kategorii „debiut roku”! Pozostali nominowani debiutanci to: Paulina Korzeniewska „Usta Vivien Leigh” i Karol Bajorowicz „alteracje albo metabasis”.

W gronie nominowanych do nagrody w kategorii „książka roku” znaleźli się:

Jacek Bierut „Frak człowieka”,
Konrad Góra „Pokój widzeń”,
Edward Pasewicz „Pałacyk Bertolda Brechta”,
Marta Podgórnik „Rezydencja Surykatek”,
Joanna Roszak „Wewe”,
Marcin Sendecki „Farsz”,
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki „Imię i Znamię”.

Nagrodę za całokształt twórczości otrzymał Marcin Świetlicki.

Tomku, „Młodości! ty nad poziomy Wylatuj, a okiem słońca Ludzkości całe ogromy Przeniknij z końca do końca!” - będę trzymał za „Kanadę” kciuki, aż zbieleją kłykcie moje!

piątek, 13 kwietnia 2012

SPO-tkanie 7 - Literackie

Działające w moim rodzinnym mieście Stowarzyszenie Inicjatyw Kulturalnych „Trzcina” zaprasza 20 kwietnia 2012 roku, o godzinie 16.00 do Oddziału MBP i Centrum Dialogu Społecznego i Wolontariatu przy Placu Kościuszki 18 w Tomaszowie Mazowieckim, na siódmą z kolei imprezę z cyklu „SPO-tkań”. „SPO-tkanie 7 – Literackie” rozpocznie się  Poetyckimi Konfrontacjami Młodych Twórców. Każdy licealista, i nie tylko, może tego dnia przyjść do MBP, aby zaprezentować swoją twórczość. Zwieńczeniem Konfrontacji będzie wieczór autorski z tomaszowskim poetą, PIOTREM GAJDĄ (ok. godz. 17.00). Zaś o godzinie 19.00 w Ośrodku Kultury „TKACZ” przy ul. Niebrowskiej 50 będzie można zobaczyć koncert  duetu BABU KRÓL, składającego się z dwóch muzyków znanych jako Bajzel i Budyń, którzy na co dzień muzykują w ramach zespołu POGODNO. Koncert  jest częścią trasy promującej płytę „Sted” z tekstami Edwarda Stachury. 

czwartek, 12 kwietnia 2012

Podaruj procent!

Kochani, szczerze, bo w dobrze pojętym interesie własnym zachęcam tych nielicznych, nie pogodzonych wciąż jeszcze z PIT-em a co za tym idzie z fiskusem, do przekazania 1% swojej krwawicy na rzecz „Stowarzyszenia Żywych Poetów".

środa, 11 kwietnia 2012

Gajda w Pabianicach

W najbliższą niedzielę 15 kwietnia 2012 r. godzina 18.00 – Kawiarnia Artystyczna MOK w Pabianicach, ul. Kościuszki 14 odbędzie się spotkanie ze mną i z moimi wierszami, które poprowadzi Kacper Płusa. Zapraszamy!

niedziela, 8 kwietnia 2012

Zamiecione pod dywan

Recenzent oprócz satysfakcji (albo zdarza się, że rozpaczy), która często towarzyszy przesłuchaniu recenzowanej płyty, natrafia niekiedy na dźwięki absolutnie rewelacyjne i godne uwagi. Na MUZYKĘ, która od pierwszego do ostatniego riffu „zamiata” nawet starych „wyjadaczy” z branży muzycznej pod przysłowiowy „dywan”. Co więcej, dokonuje tego w sposób podobny do słynnej historii związanej z tournee Led Zeppelin w USA w końcu lat sześćdziesiątych. Grupa Page’a i Planta była wówczas zaledwie „rozgrzewaczem” dla amerykańskiej grupy Iron Butterfly, ale po jej rewelacyjnym występie muzycy tej ostatniej grupy, w założeniu głównej gwiazdy wieczoru orientując się, że nie mają już po co wychodzić na scenę, pozostali za jej kulisami…

Panta Koina to zespół, który nie posiada kontraktu z żadną z wielkich wytwórni, ale o to mniejsza. „Majorsi” już wiele lat temu utracili kontakt z rzeczywistością podobnie jak i nasi politycy. Wydają głównie „legendy” i promują „chłam dla komercyjnego radia”. Prawda o polskiej muzyce rockowej to paradoksalnie echo z niszy, a nie zespoły i artyści z telewizyjnego programu rozrywkowego nadawanego w sylwestrowy wieczór.  W lepszym świecie muzyka z „Martwych miast” dobiegałaby ze wszystkich możliwych głośników zamiast Beaty, Urszuli i Patrycji, i tego całego muzycznego „słodkiego, miłego życia”. Sześć kompozycji z tej E-pki, jeśli porównać je dajmy na to do dzieła filmowego, stanowi artystyczną jakość obrazu z lat siedemdziesiątych z Jackiem Nicholsonem i Karen Black w rolach głównych – mowa o „Pięciu łatwych utworach”. Kto oglądał ten wie, że ten dramat w reżyserii Boba Rafelsona to klasa sama w sobie. A tu w dodatku mamy o jeden „łatwy” utwór więcej.

„Martwe miasta” rozpoczynają „Kłamcy”, kompozycja obdarzona zadziornym riffem i odpowiednią motoryką, którym towarzyszy genialna interpretacja wokalna Huberta Bzomy „tuningująca” melodycznie i tak już melodyjny refren. Buntowniczy tekst „Kłamców” jest wyjątkowo na czasie: „Kłamcy na ulicach/ Kłamcy na ambonach/ Kłamcy mają władzę/ A społeczeństwo kona…”. „Chmury nad Babilonem” ostatecznie przekonują, że mamy do czynienia z zaangażowanym punkiem „przefiltrowanym” przez estetykę muzyki alternatywnej. Gitary Łukasza Piłasiewicza i Roberta Zapały, bas Marcina Jerzyny i perkusja Kacpra Piłasiewicza stanowią doskonałą bazę dla wyczynów wokalisty, niezwykle ciekawie interpretującego wyjątkowo dobre teksty, który przy tej okazji układa interesujące linie melodyczne dla swoich wokali. W krótkich i treściwych „Pytaniach” brzmiących niemal metalowo, słychać to szczególnie.

„Plemiona” (do których słowa powstały według jednego z wierszy Michaiła Lermontowa) od razu przywodzą na myśl grupę Lipali Tomasza Lipnickiego. Zwłaszcza emocjonalnie wyśpiewany tekst, któremu towarzyszą rwane riffy gitar: „Dzikie mieszkają wśród tych gór plemiona/ Ich bogiem – wolność, a prawem ich wojna/ Żyją i rosną wśród rozbojów tajnych/ Wśród spraw okrutnych okrutnych spraw niezwyczajnych/ Tam dobro dobrem, a zło złem spłacają/ I nienawidzą równie mocno jak i kochają”. Ale jeszcze ciekawszy jest „Spór” rozpoczynający się jak fragment melodii ze ścieżki dźwiękowej filmu „El Mariachi”, który w dalszej części okazuje się być rasowym „motorycznym punkiem”. Lipali, Illusion, momentami Coma, ale przede wszystkim „made in original” Panta Koina!

Lecz „Kłamcy”, „Chmury nad Babilonem”, „Pytania”, „Plemiona” oraz „Spór” to dopiero „preludium” do tego, co muzycy „wyprawiają” w ostatnich na płycie, tytułowych „Martwych miastach”. To rockowa, hard rockowa lub punk rockowa (jak wolicie) ballada w stylu niezapomnianej „Nowej Aleksandrii” Siekiery (może nie do końca brzmieniowo, ale programowo na pewno). Rewelacja! 

Jeśli klasyczny, melodyjny punk z połowy lat osiemdziesiątych miał się kiedykolwiek gdzieś odrodzić, odrodził się na pewno na tej właśnie płycie.

Panta Koina, „Martwe miasta”. Nakład własny

piątek, 6 kwietnia 2012

Następca „ę"

Po czterech lata oczekiwania na nowy zbiór wierszy Krzysztofa Kleszcza, poety związanego z Tomaszowem Mazowieckim i z Łodzią, już niebawem  otrzymamy kolejny po „ę” (wyróżnienie za debiut poetycki w Złotym Środku Poezji w 2009 roku) tomik jego poezji zatytułowany „Przecieki z góry”, którego redaktorem jest Piotr Grobliński (ilustracje są autorstwa Marzeny Łukaszuk). „Przecieki z góry” ukażą się ponownie w łódzkim wydawnictwie „Kwadratura”, jako jego 23 pozycja wydawnicza. Z tego, co mówił mi sam autor, nowa książka zawierać będzie bodajże 32 wiersze (choć pamięć mogła mnie zawieść, a autora nie ma akurat na gg i nie mam jak tego potwierdzić). W każdym razie tkwię w absolutnym przekonaniu, że wiersze z tego zbioru na zawsze zmienią charakter naszego rodzinnego miasta pisany prozą i przeważnie nieczytelnym pismem. Krzysztofie, powodzenia!

wtorek, 3 kwietnia 2012

Nawi(a)s

Wytwórnia płytowa, która w swoich materiałach prasowych używa hasła „muzyka(nie) potrzebna”, musi być nastawiona raczej na pełnienie roli „misyjnej” niż biznesowej. Gusstaff Records, bo o niej mowa, czyni tak na pewno wydając muzykę niezwykle trudną i poniekąd awangardową. W tym też sensie album Knuckleduster „Nuukoono” należy nazywać raczej projektem muzycznym, aniżeli „płytą” w sensie materiału zawartego na krążku, spośród którego z łatwością można wybrać przebój na radiowy singiel.

„Nuukoono” jest dziełem duetu Robert Lippok i Debashis Sinha. Pierwszy z muzyków to czołowy przedstawiciel innowacyjnej, elektronicznej sceny muzycznej w Berlinie, drugi jest Hindusem zamieszkałym na stałe w Kanadzie, zaangażowanym w nurt rytmizowanej muzyki tradycyjnej i improwizacyjnej oraz world music. Pewnego dnia obaj panowie poznali się przy jakiejś okazji i spędzili ze sobą trochę czasu w Toronto i w Berlinie oraz za pośrednictwem internetu, oddając się w tym czasie rozmowom o muzyce. Konwersowało im się na tyle przyjemnie, że najpierw w 2007 roku zagrali we wspomnianym Toronto wspólny koncert a potem postanowili wejść razem do studia (właściwie do dwóch – Studia P4 i Studia Bleibel) w Berlinie. Efektem ich pracy jest ta właśnie płyta.

Knuckleduster to projekt, który ideowo czerpie inspirację zarówno ze Wschodu jak i z Zachodu muzycznego świata. Zawiera muzykę bardzo minimalistyczną, opartą o nastrój rozciągnięty gdzieś pomiędzy błogością a niepokojem. Z jednej strony pełen muzycznych dysonansów, z drugiej niemal „mantryczny”. Grupy Osjan i Atman, elektroniczne pasaże Tangerine Dream przy wyciszonych, ambientowo-elektronicznych dźwiękach z „Nuukoono” jawią się bez mała jako „muzyka wagnerowska”. Z tego też powodu, chyba trafniejszym porównaniem dla muzyki kanadyjsko-niemieckiego duetu byliby japońscy mistrzowie elektronic-etno tacy jak Kitaro i Isao Tomita.

„Nuukoono” to dźwięki zbudowane za pomocą instrumentów perkusyjnych, elektronicznych, ambientowych plam oraz partii zagranych na „żywych” instrumentach jak m.in. klarnet basowy i perkusja. To muzyka w całości instrumentalna, na płycie jedynie momentami można usłyszeć „sample” z przetworzonymi elektronicznie ludzkimi głosami. Muzyce Knuckleduster, chwilami bardzo transowej da się z powodzeniem przypiąć łatkę „nowych brzmień” – w których za ludzkimi emocjami kryją się nowoczesne rozwiązania kompozycyjne i instrumentalne, oparte o muzyczną tradycję pochodzącą z różnych zakamarków świata.

Polityka wydawnicza Gustaff Records posiada pewne podobieństwa do działań innej wytwórni – Force Inc. Music Works, która ma w swoim katalogu artystów nagrywających płyty z nowoczesną elektroniczno-awangardową muzyką ambientową, takich jak m.in. Jetone, Twerk, Vita i Mikael Sravöstrand (z tym, że nacisk na etno jest w tym przypadku zdecydowanie lżejszy). Nawet w przypadku tak ambitnego a co się z tym wiąże, trudnego komercyjnie projektu, przy odrobinie wysiłku można wybrać „singlowy przebój”. Ja wybieram na takowy „Dark Loop” z powalającą, jakby „radioheadową” partią perkusji wybijającą się z „tła” instrumentów perkusyjnych, przeszkadzajek i ambientowych plam. I nie mam żadnych wątpliwości – z hasła reklamowego wytwórni Gustaff Records „muzyka (nie) potrzebna” – wyrzucam nawias.

Knuckleduster, „Nuukoono”. Gustaff Records

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Urzędowy big beat

Urząd i big beat, jazz, blues i rock? Okazuje się, że i taki mezalians jest możliwy. W ubiegły piątek w tomaszowskim Starostwie Powiatowym otwarto wystawę Marka Karewicza, artysty-fotografika współpracującego m.in. z Ewą Demarczyk, Stanem Borysem, Stanisławem Sojką, zespołami: Niebiesko Czarni, Czerwone Gitary i SBB. Marek Karewicz pracował także jako dziennikarz muzyczny, prezenter muzyki jazzowej. Sam grywał na trąbce i kontrabasie w zespołach jazzowych. Artystyczny dorobek  Karewicza to zdjęcia tak znanych gwiazd światowej muzyki jazzowej jak Miles Davis, czy Ray Charles oraz projekty 1500 okładek płytowych, wśród których było jedno z najważniejszych wydawnictw w historii polskiego rocka i bluesa; nagrany przez Tadeusza Nalepę i Breakout krążek zatytułowany „Blues”. Nie jest to pierwsza wystawa prac fotografika w Tomaszowie. Kilka lat temu mieliśmy możliwość oglądać fotografie przedstawiające największe gwiazdy światowego jazzu, tym razem w galerii znajdującej się w Urzędzie Miasta. 

Przy okazji otwarcia wystawy Marek Karewicz podkreślił, że wychowywał się od najmłodszych lat właśnie w Tomaszowie, dokąd trafił uciekając z rodzicami z Warszawy przed zbliżającą się Armią Radziecką. Z kolei ja pragnę z satysfakcją podkreślić, że wiele z zaprezentowanych na niej okładek płytowych posiadam w swojej kolekcji, a te z krążkami Breakoutu, SBB czy zaprojektowane w ramach kultowej serii „Polish Jazz”, uważam za skończenie doskonałe i magiczne.